poniedziałek, 8 kwietnia 2013

sny

nie wiem które lata.

7/8 paź
Ktoś mi powiedział, że mam brudny pępek - prawie czarny. Ja się zmieszałam i zaczęłam zaprzeczać, choć to była prawda.
Byłam na Radogoszczu chyba, czy gdzieś, i na jakimś skwerku były ustawione trampoliny. I ja też chciałam skakać ale to na co wsiadłam to nie była trampolina tylko huśtawka na łańcuchach. I on bujał się obok mnie i ciągle na mnie wpadał i obijał się o mnie co mnie stresowało.

9/10 paź
Byliśmy klasą w klasie i oddawali nam klasówki z T.I. W międzyczasie przysiadł się do mnie. Dominika zaczęła się śmiać do pana i położyła się kładąc głowę i klatkę piersiową na biurku, a tyłek i nogi na ławce obok. Wyglądała jak kładka. Okazało się, że chciała mi pomóc, bo moja praca była za krótka, miała za mało liter, a ona dopisywała mi na końcu Fefefeffefe fe Fifififiifififi

25 listopada
Koniecznie chciałam ufarbować włosy na ciemną czekoladę, więc weszłam do Samscanu, który okazał się być w środku kilkupiętrowym gigantem. Był tam np. korytarz z wieloma salami z nagłówkami "Hala Sportów Ekstremalnych", "Sport" itd. Na półpiętrze był dział kosmetyczny, gdzie pracowała facetka podobna do Omeny Mensy i mówiła komuś, że mówię po francusku, a ja zamiast "oui, un peu" powiedziałam "oui, quelqu'un" co doprowadziło ją i jej przyjaciela do śmiechu. Łaziłam po tym hipermarkecie, były jakieś farby, ale to nie to, o co mi chodziło. Jedno półpiętro było całkiem puste, minęłam na nim mulatkę ubraną w spódniczkę w zeberkę i ona WIEDZIAŁA. Szła na dyskotekę, która mieściła się niżej. Żałowałam, że ja NIE WIEM i że jej nie znam.

?? ?? ??
Byłam gdzieś, chyba w tym samym bloku ale w innym mieszkaniu. Biegałam po klatce schodowej, nie mogłam dostać się do babci. Dzwoniłam domofonem i telefonem też. Nici, zero odzewu. W końcu chyba znalazłam jakieś klucze i otworzyłam mieszkanie. Było całkiem inne niż naprawdę. Przed drzwiami leżał rozwalony odkurzacz, a babcia leżała za rogiem, przy pralce, nie żyła. Próbowałam wezwać pogotowie ale ona już nie żyła, a ja nie znałam numeru.

20/21 ??
Byłam w szkole, dziewczyna miała o 3 rozmiary za duże buty.
Szłam z małymi dziećmi przez las harcerski/zgierski, było mi ciężko, myślałam o złych rzeczach. Ale szłam dalej z dziewczynką za rączkę. Potem zauważyłam, że facet z którym szłyśmy zwalnia i jest niespokojny. Mijały nas samochody, ktoś z nich mówił przez megafon ale nie docierało do nas co. Aż zobaczyliśmy na tej leśnej dróżce stojące auta i przez megafon mówili do nas "proszę wziąć dzieci i się wycofać. Chcemy widzieć, że szybko wracacie". I wtedy wszystko ułożyło się w całość.
Przypomniały mi się pourywane rury wydechowe, które widziałam podczas wędrówki. Przypomniało mi się jak byłam w szkole i patrzyłam na dziewczynę w za dużych butach, inni mówili wtedy o "Mam talent". Że jakaś dziewczyna przyszła, powiedziała "nie lubię wydechowych rur" i przeszła dalej, bo wszyscy myśleli, że to jakieś abstrakcyjne przesłanie, a ona była po prostu szalona.
Wracaliśmy co sił w nogach. Chociaż już nie mogłam. Doszliśmy z dziewczynką małą do jakiegoś lekarza, ludzie tam czekali na doktora w kolejce. I wszyscy już wiedzieli, że obłąkana kobieta wymordowała w chuj dzieci. I weszłam tam i zacytowałam "nie lubię wydechowych rur". Wszyscy się na mnie i na  małą dziewczynkę spojrzeli i zaczęli płakać.

22 kwietnia
Szukałam kogoś, chyba byłam na obozie harcerskim i do przedstawienia wylosowałam Słowo Boże. Szukałam go na półkach. Widziałam Edgara Allana Poe i kolorowankę z dzieciństwa (jedną, nie mogłam znaleźć drugiej).
Szłam do Centrum Nagrywania Plików i jak przyszła moje kolej nie wiedziałam o co spytać. Chciałam o Słowo Boże albo Bjork. Ostatecznie wyszłam. Pomieszczenie jak z Kryptopolis.

30 kwietnia
Jechałam kuligiem po betonie w nocy. Liczyliśmy potem proporcje. Po mojej lewej stronie jechał Adam, a za mną Gosia. Wjeżdżałam na sankach po schodach.

21 maja
Byłam Scully, szłam z Mulderem przez las. Wyszliśmy w pewnym momencie na polankę. Zaczęliśmy schodzić w dół. Stał tam domek z ogródkiem, który był bardzo niepokojący. Nie mogliśmy zawrócić. Wyszedł jakiś gruby facet w podkoszulku i HAPS byliśmy złapani [to znaczy, on stał i tylko się na nas patrzył ale my już MUSIELIŚMY wejść do środka].
Nie wiedziałam gdzie jest Mulder. Biegałam po tym domku w ciągłym stresie, ktoś mnie znajdzie, ktoś mnie znajdzie. Weszłam do windy, wybierałam kolejno piętra: 1-1, A-A, 2-2, B-B, 3-3, C-C. Na pierwszych były polany różne, w różnych porach dnia. W końcu trafiłam na taką, która była tylko pokojem. Zaczęłam się kręcić po półpiętrze. Weszłam po schodach i znalazłam coś w rodzaju sekretariatu [Biuro Obsługi Snu], gdzie siedział pan Koza i pani Krowa. Podeszłam do pana Kozy, który zmienił się w pulchnego Azjatę. Zaczęłam mu tłumaczyć w jakiej tragicznej sytuacji jestem, ale on się uśmiechnął i powiedział "japanese only". Już jako ja, nie Scully, podeszłam do pani Krowy. Zapytałam się "parlez-vous francais?", a ona na to "oui". I zaczęłam jej tłumaczyć, że nas złapano, że potrzebuję pomocy, bo mojego przyjaciela gdzieś zabrali i on sobie nie poradzi i że "Il n'est pas si bien pour obtenir sa but" [???]. Za oknem było tylko niebo i szybko sunące chmury. Oni powiedzieli, że mi pomogą, więc zbiegłam po schodach i wróciłam windą. Byłam w domu, wyglądałam przez swoje okno na 9 piętrze. Obok okien mieszkania, obok widziałam jakiś dźwig. To mój towarzysz (bo to już nie był Mulder) zapomniał o mnie i Alex [???] go wyciągał. Powiedziałam mu, że się zawiodłam, i w ogóle jak to i tak dalej. Z rozpaczy weszłam do sklepu obok - on wszedł do drzwi po prawo, ja po lewo. Chciałam kupić coś słodkiego, ale wszystkie półki były poustawiane w dziwnych miejscach. Wybrałam orzechy w czekoladzie, ale kosztowały ponad 7zł, więc wybrałam te, które poleciła mi sklepikarka za 6,5zł. Wyszliśmy i wróciliśmy do windy. Nie pamiętałam na którym piętrze był sekretariat.
W końcu znaleźliśmy się na tej samej polanie z której przyszliśmy, ale byliśmy na górze, z dala od domku.

6/7 sierpień
Wychodziłam przez drzwi jakiegoś hotelu, widziałam Toma Cruisa (to przez Vanilla Sky). Stanęłam na chwilkę,a zza drzwi wyszedł facet z kloszem zamiast głowy. Kochał mnie i dbał o mnie. Ale nigdy nic nie mówił, bo był kloszem.
W między czasie uczyłam się w szkole. Chodziłam do gimnazjum, ale przenieśli je do podstawówki. Powiedziałam pani Martynowskiej "haha, tyle starań, żeby znów skończyć w tym samym miejscu". Ale ona się oburzyła. Załagodziłam sytuację. Siedziałam z Włodarem. Pani dawała nam różne zadania na godzinie wychowawczej. Mieliśmy wieczorem zebrać się na dworcu. Byłam tam. Szukaliśmy swojego busu, żeby sprawdzić gdzie jedzie. Byłam w grupie z Włodarem.
Następnego dnia szłam gdzieś z jakąś starowiną, która była moją matką, wzdłuż basenu. Nagle moje dziecko wpadło do wody. Wyłowiliśmy je, żyło. Zaczęłyśmy biec najszybciej jak się dało w stronę dużego bloku przypominającego Manufakturę. Wbiegłyśmy do klatki schodowej. Ja chciałam wejść gdziekolwiek i zadzwonić po karetkę, bo to był noworodek. Ale matka ciągle mówiła, że "nie tu". Wbiegłam na samą górę, na ostatnie piętro, do mężczyzny z kloszem, bo to jego dziecko. Ale on nie chciał przyjść. Siedziałam na łóżku a przede mną z szafy wyjechała kolumna z kulą, która miała świadomość. Nie chciała, żeby dziecko przeżyło.  W końcu znalazł się Klosz, ale on nie chciał dziecka. Zaczęłam zbiegać po schodach. Wbiegłam do jakiegoś mieszkania, które było długie i wąskie jak korytarz, mulatka z kręconymi włosami odkurzała. Krzyczałam, że trzeba pogotowia i wybiegłam przed budynek. Stały ze dwa pojazdy przeciwpożarowe. Uspokoiłam się, ale biegłam dalej. Na jednej ławce przed basenem siedziały trzy osoby, ale to po bokach były rozmyte, w środku siedziała Ala. Ja dyszałam szukając dziecka. Ona powiedziała "jakiś noworodek umarł" uśmiechając się. Ja zaczęłam szlochać. "To było twoje Też masz tyfus?" Nie żyło, a ja cierpiałam jak nigdy.